autor: Nieleka
Każdy, kto zetknął się z rynkiem jakichkolwiek przedmiotów kolekcjonerskich, prędzej czy później zadaje odwieczne pytanie: dlaczego tak drogo? Z modelami koni jest podobnie, nieraz ceny potrafią zbić z nóg nawet hobbystów z kilkuletnim stażem, a co dopiero kogoś, kto dopiero wgryza się w temat "plastikowych kucyków" i nie rozumie, skąd biorą się takie kwoty.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że nie za każdy model zapłacimy kilkaset dolarów, a te bardziej wartościowe można podzielić na trzy grupy.
Fot. 1: Peter Stone Horses - model limitowany "Celebration"
Pierwsza z nich to modele plastikowe w edycjach kolekcjonerskich lub limitowanych. Ich cena wynika z tego, że zostają wydane w ograniczonej ilości albo tylko dla konkretnych osób, na przykład członków klubu kolekcjonerów Breyera. W obydwu przypadkach na cenę wpływa mała ilość dostępnych modeli (im mniejszy nakład, tym większy, w przeliczeniu na model, koszt produkcji, a zatem wyższa cena końcowa) oraz sama idea ekskluzywności danego modelu.
Fot. 2: Modele Schleich - oryginalny haflinger oraz przemalowany przez Metalfish Art
Dalej mamy CMki (od "custom model"), czyli modele zmodyfikowane, a ich cena w dużej mierze uzależniona jest od modelu wyjściowego (plastikowy Breyer będzie tańszy niż rzeźba żywiczna), ilości zmian i włożonej w nie pracy. Najpopularniejszymi formami modyfikacji są etching (tworzenie odmian i takich maści jak tarantowata poprzez zeskrobywanie z modelu fabrycznie nałożonej farby), częściowa lub całkowita zmiana maści, doklejanie włosia z moheru (potocznie zwane "moherowaniem") i wyginanie na gorąco (na przykład kończyn).
Fot. 3: Modele Schleich - oryginalny hanower oraz przerobiony przez Dark Pegasus Studio
Niektórzy artyści idą o krok dalej i wykorzystują swoje zdolności rzeźbiarskie do nieco bardziej inwazyjnych poprawek. Podobnie jak w przypadku pozostałych form modyfikacji, zmiany mogą być minimalne (np. nowe uszy, korekta profilu pyska, dodanie drobnych detali w postaci żył i zmarszczek) lub znacznie większe, aż do tzw. drastic customs, które zupełnie nie przypominają oryginalnego modelu i, jako że zwykle są też OOAK (One Of A Kind - jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne) osiągają w sprzedaży astronomiczne sumy.
Fot. 4: Model Breyer Traditional Mistral Hojris przerobiony i przemalowany przez Metalfish Art
Ceny tak przerobionych modeli są bardzo zróżnicowane. Lekkie wygięcie przedniej nogi, czy wyskrobanie gwiazdki nie wymagają ani dużych nakładów pracy ani specjalnych materiałów, w związku z czym wartość modelu za bardzo nie wzrośnie. Natomiast nowa, dobrze wykonana maść może podbić cenę nawet do kilkuset dolarów. Artysta zaczyna od wyszukania odpowiednich zdjęć, na których będzie się wzorował, i które pomogą mu w doborze właściwych farb i pigmentów - niektóre maści, nawet te jednolite, mają dość skomplikowany, trudny do odtworzenia odcień. Dalej, zakładając, że model już został przygotowany do malowania, rozpoczyna się żmudny proces nakładania wielu warstw koloru oraz cieniowania, w którym jedno drobne potknięcie może zrujnować efekt końcowy. Odtwarzanie na modelu wzorów srokacizny i tarantowatości lub dodawanie "jabłek" to dodatkowe godziny precyzyjnego malowania, poprzedzone wieloma ćwiczeniami. Niekiedy, aby uzyskać realistyczny efekt, artysta nawet zmuszony jest cierpliwie malować włosek po włosku - tak jest najczęściej w przypadku dereszy, ale niektórzy w ten sposób malują nawet konie siwe.
Fot. 5: Jadakiss ogier Achał-tekiński od Ekateriny Elp - surowy odlew żywiczny
Trzecią grupą droższych modeli są ARki - Artist Resins, odlewy wykonane z żywicy poliuretanowej. (Epoksydowa jest tańsza, ale ma o wiele większy skurcz i wymaga dodawania wypełniacza. Żywica epoksydowa jest także składnikiem masy Apoxie i innych mas używanych do przeróbek.) Takie modele zwykle sprzedawane są niepomalowane, czasami nawet prosto z formy, wymagające dopiero przygotowania do malowania. Za taki model musimy zapłacić średnio 250$ - czyli w cenie dobrego customu, otrzymujemy surowy model, w którego wykończenie musimy zainwestować jeszcze sporo pracy i pieniędzy. Co zatem wpływa na tak wysoką cenę ARek?
Fot. 6: Jadakiss ogier Achał-tekiński od Ekateriny Elp wersja pomalowana przez Metalfish Art
ARki sprzedawane są zwykle w ograniczonych ilościach. Powstają w prywatnych pracowniach tworzone przez niezależnych artystów, którzy rzeźbieniem zajmują się zawodowo lub hobbystycznie. Sam proces produkcji nie różni się za bardzo od tego, który przechodzą modele plastikowe - zasadnicza różnica tkwi w wykorzystywanym do odlewów materiale oraz kosztach, które w przypadku osób prywatnych, są zwykle dużo wyższe, niż kiedy mówimy o firmach produkujących masowo modele. Kiedy rzeźbiarz kończy prototyp przyszłej serii modeli, ma do wyboru albo inwestowanie we własny sprzęt do odlewania, albo zlecenie produkcji firmie zajmującej się odlewnictwem. W obu przypadkach wiąże się to z wydaniem sporych pieniędzy, bez gwarancji, że ten wkład finansowy się zwróci.
Fot. 7: Model Umbra rzeźbiarki Maggie Bennett w trakcie malowania przez Metalfish Art
Żywica poliuretanowa to jedna z odmian żywicy syntetycznej, materiału o bardzo szerokim zastosowaniu. W produkcji modeli kolekcjonerskich ma pewną przewagę nad plastikiem - żywica pozwala na wykonanie odlewu charakteryzującego się dużą ilością detali, podczas gdy w odlewie plastikowym wiele z nich ulega zatarciu. Dzięki temu ARki cieszą oko ogromną ilością drobnych szczegółów, jednak wpływa to też na ich cenę, ponieważ żywica poliuretanowa jest droższa, niekiedy jej koszt osiąga około jedną trzecią wartości gotowego modelu.
Fot. 8: Fot. 7: Model Umbra rzeźbiarki Maggie Bennett pomalowany przez Metalfish Art
Na koniec należy też wspomnieć o dwóch innych czynnikach, które mają ogromny wpływ na cenę modeli kolekcjonerskich, a bardzo często w ogóle nie bierze się ich pod uwagę.
Często dostrzegamy jedynie gotowy produkt, ale czasu i wysiłku poświęconych na jego stworzenie - już nie. Bardzo łatwo jest wyliczać co do grosza ile artysta zapłacił za materiały, które fizycznie posłużyły do stworzenia danego dzieła , ale nie przychodzi nam do głowy, że największym wydatkiem dla artysty były godziny spędzone na nauce rzemiosła - tony gliny, które trafiły do kosza razem z nieudanymi projektami i hektolitry farby, które spłynęły, żeby można było zacząć od nowa, dni poświęcone na wyćwiczenie tego jednego ruchu ręką i miesiące wpatrywania się, analizowania i zapamiętywania każdego możliwego szczegółu, który będzie kiedyś potrzebny w pracy. Mówiąc krócej, w cenie modelu dostajecie całą wiedzę i pasję jego twórcy.
Druga kwestia dotyczy czegoś, co czasami wzbudza negatywne emocje, a nie powinno. Otóż, modele koni, zwłaszcza CMki i ARki, to dobra luksusowe, kupowane po to, żeby zaspokoić nasze zachcianki a nie potrzeby. Płacąc za luksus, płacimy też za pewien prestiż związany z ich posiadaniem. Zależy nam na wyjątkowej kolekcji, którą będzie można pochwalić się znajomym, pragniemy w jakiś sposób wykorzystać te miniaturowe konie do rozwijania naszych własnych umiejętności, albo po prostu chcemy te małe dzieła sztuki postawić na półce i podziwiać je każdego dnia. Bez względu na to, co konkretnie nami kieruje, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że ich posiadanie to przywilej a nie prawo i nikt nie ma obowiązku dostosowywać cen do naszych możliwości finansowych.
Autor: Nieleka
Korekta: Ana
Zdjęcia modeli: Metalfish, Capricorn